Nauka ogólna - Sobota
Parafia św. Kazimierza, Kraków-Grzegórzki,
28 maja 2013 roku, Msza o godz. 9.00
To przedostatnia nauka przed zakończeniem naszej wędrówki duchowej. Skupimy się dziś na tekście z Ewangelii Świętego Jana, rozdział drugi. To relacja z wesela w Kanie Galilejskiej. Chciałbym, byśmy spojrzeli na ten tekst natchniony pod innym kątem. Chciałbym, by to nasze uważne spojrzenie pomogło nam dostrzec kilka ważnych spraw - zobaczyć Ducha w Maryi i w Kościele, zobaczyć relację Maryi z Jezusem, nauczyć się modlitwy w szkole Matki Boga, zobaczyć geniusz kobiecości Kościoła i zrozumieć na nowo wspólnotę wierzących, czyli nas, uczniów Jezusa na Grzegórzkach krakowskich.
Pochylmy się zatem nad Ewangelią Świetego Jana:
“Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: «Nie mają już wina». Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?» Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie» Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: «Napełnijcie stągwie wodą!» I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: «Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu!» Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: «Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory». Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. (J 2:1-11)
Od Maryi jako Matki do Kościoła jako Matki. To wyrażenie już słyszeliście. W niedzielnej homilii na rozpoczęcie naszej duchowej podróży. Nad tą drogą ujawnia się cień jeszcze INNEJ KOBIETY. Wyraźny i życiodajny pojawia się w Kanie. Cień, który pojawia się w Nazarecie w chwili Zwiastowania: „Moc Najwyższego ocieni cię.” (Łk 1:35) Cień, który jest ukryciem i jednocześnie objawieniem istoty Boga. Adhortacja Verbum Domini przypomniała nam naukę św. Ireneusza z Lyonu o relacjach w samym Bogu, tajemnicy Trójcy, gdzie Syn i Duch są „dwiema rękami Ojca.”
Zaskakujące są słowa Maryi: „Nie mają już wina.” Jezus nie kwapi się uczynić żadnego znaku. Jak by nie podkreślać symbolicznego znaczenia i powagi tej potrzeby, to mimo wszystko w porównaniu z potrzebami i dramatami człowieka, jest ona błaha. Ten nieoczekiwany wyskok przed szereg, inicjatywa Maryi, jest szokująca. Jezus jej uświadomi, że przyśpieszy Jego godzinę. Zatem i śmierć. Maryja staje się Matką przyśpieszającą śmierć własnego Syna. Szokująca konkluzja! Wszystko to brzmi w odpowiedzi Jezusa: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, kobieto?” To niemal jakby strzelić focha i odburknąć Matce - ‘OPAMIĘTAJ SIĘ. Nie rozumiesz co mówisz, co chcesz przyśpieszyć, po co się wtrącasz?’
Co Jezus zobaczył, co Go jednak złamało? Jako chłopiec, a potem mężczyzna, potrafił przecież nie liczyć się z wrażliwością Matki. Wyjaśnieniem takiego dziwnego zachowania Maryi i takiej a nie innej reakcji Jezusa jest uznanie cienia, drugiej ręki Ojca. Jezus widzi Ducha. Widzi jego dłoń w natchnieniu Maryi.
Tropem tej drugiej dłoni Ojca jest też słowo do Maryi: Niewiasto, czyli po prostu - KOBIETO. Nie mówi do Niej - Matko. Kobieto! W semickich jezykach ruah jest formą żeńską, z pokrewnym rahamim oznaczającym wnętrzności Boga i rahem (w l. poj.) jako dosłownie - łono matczyne i macica. „Kościół stoi wobec podwójnego zadania: z jednej strony powinien stać się pełniej męski i żeński, z drugiej zaś ocalić wartości kobiece.” Warto przypomnieć tutaj radykalne stwierdzenie błog. Jana Pawła II: „Nasze czasy oczekują na objawienie się owego geniuszu kobiety.” (s.111 Mulieris Dignitatem) A Ojciec Święty Franciszek ciągle woła o potrzebę czułości i macierzyńskości Kościoła.
Nas jednak będzie interesować kwestia, jak my sami z darem wiary, Chrztu i Bierzmowania, darem małżeństwa, kapłaństwa, życia konsekrowanego i życia w samotności możemy zrodzić się na nowo? Jak może się dokonać to zanurzenie najpierw nas, a potem naszego powołania w Duchu? Bycie w Wieczerniku. Jak zacząć dzięki temu widzieć Królestwo Boże, które rodzi się tak blisko nas? Jezus obiecuje to widzenie Nikodemowi i każdemu, kto uwierzy, że można narodzić się z Ducha. Jak z nową nadzieją spojrzeć na nadchodzące lata naszego życia, które Bóg nam wyznaczył. Z radością po tych dniach misji powrócić do siebie, swego życia: „Jesteśmy Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie, abyśmy spełnili dobre czyny, które Bóg dla nas przewidział.”
Mieć poczucie, że nie ma misji ważniejszej jak odkryć dla siebie i bliźniego dostęp do żywego Boga. Bo On stał się widzialny i istnieje wiele możliwości widzenia Boga. Niczego lepszego nie możemy zrobić dla siebie i innych jak to.
Przypowieść Pana Jezusa o powołaniu wielokrotnym, powołaniu w ostatniej godzinie ma być taką perspektywą nadziei i oczekiwania. To co najważniejsze jest przecież jeszcze przed nami. Nowe narodzenie i ochrzczenie w Duchu. Ta ostatnia godzina nie jest epatowaniem jakimś lękiem przed przemijaniem. Jan Paweł wykorzystuje tę Ewangelię Mateusza rozdział 20 wersety od 1 i nastepne, by opisać pełnię Kościoła w powołaniu świeckich. Nasze dobiegające końca misje święte są tym niezwykłym momentem naszego nowego powołania i nadzieją istnienia tej pełni dla nas i w nas.
I jeszcze prawda z Księgi Apokalipsy. W wizji z 12 rozdziału KOBIETY obleczonej w słońce i jej walki ze smokiem znajdujemy ważny obraz zwycięstwa: „Za kobietą wąż wypuścił ze swej gardzieli wodę jak rzekę, aby kobietę poniosła rzeka. Ale ziemia pomogła kobiecie. Otworzyła swą paszczę i wchłonęła rzekę, którą smok wyrzucił ze swej gardzieli.” 12,15-16 Ta wielka moc ziemi. Taka jest logika słów: człowiek homo, pokora humilitas pochodzą od tego samego słowa humus ziemia, grunt. To, co pochłania fałszywą rzekę kłamstwa z gardzieli smoka, fałszywej wody, która chce nas unieść w kreowaniu siebie, w samostanowieniu, w tworzeniu własnej prawdy. Tę rzekę pochłania ziemia. Wszystko, co nas upokarza, także nasza słabość, realne życie danych nam wspólnot, to dziecko, które mamy dźwigać, tę kobietę-Kościół, moją najbliższą wspólnotę, którą mamy kochać choć nie wydaje nam się szczególnie piękna. To jest ziemia naszego życia. I czas, który już upłynął i który Bóg nam jeszcze da. Nasze misje święte, ta nasza duchowa wędrówka, to powrót do ziemi swojego życia, tu i teraz, na krakowskich Grzegórzkach, z nowa radością i odwagą. Tu właśnie, w tej naszej rzeczywistości, Bóg nas kocha, przychodzi do nas i nas zbawia. Na tej ziemi, tak dobrze nam znanej, On działa i pragnie nas. To nasza ziemia święta, w którą zapuścił korzenie sam Bóg. On ją konsekrował i ją sobie upodobał. Mamy szansę i możliwości odpowiedzieć na Jego pragnienie zamieszkania wśród nas i w nas, naszym pragnieniem i powrotem do Niego w Kościele, w naszej parafii, w grupach i ruchach apostolskich, gdzie połączymy razem na nowo nasze talenty i pasje, w naszych blokach i w sąsiedztwie.
Wzywam na zakończenie naszych misji Maryję, Matkę Kościoła, mistrzynię w szkole miłości do Jezusa.
Ojciec Święty Franciszek nauczył nas ostatnio modlitwy pięciu palców.
1. Kciuk jest palcem, który jest najbliżej ciebie. Zacznij więc modlitwę modląc się za tych, którzy są ci najbliżsi. Są to osoby, które najłatwiej sobie przypomnieć. Modlić się za tych, których kochamy to słodki obowiązek.
2. Sąsiedni palec jest palcem wskazującym. Pomódl się za tych, którzy wychowują, kształcą i leczą. Oni potrzebują wsparcia i mądrości by prowadzić innych we właściwym kierunku. Niech stale będą obecni w twoich modlitwach.
3. Palec środkowy jest najwyższy z palców. Przypomina nam o naszych przywódcach, liderach, rządzących, tych, którzy mają władzę. Oni potrzebują Bożego kierownictwa.
4. Kolejny palec to palec serdeczny. Zaskakujące, ale jest naszym najsłabszym palcem. Przypomina nam on by modlić się za słabych, chorych, strapionych i obciążonych problemami. Oni potrzebują twojej modlitwy.
5. W końcu nasz mały palec, najmniejszy ze wszystkich. Powinien on przypominać ci o modlitwie za siebie samego. Kiedy zakończysz modlić się za cztery grupy wymienione wcześniej, twoje własne potrzeby ujrzysz we właściwej perspektywie i będziesz gotów by pomodlić się za siebie samego w sposób bardziej prawdziwy i skuteczny. Amen.
Ta modlitwa Ojca Świętego podobna jest do małego katechizmu ‘pięciu palców’ o Maryi, który kiedyś sobie ułożyłem, by uczyć moich parafian w Kiabakari, kim jest nasza Mama w niebie, jakie cechy Jej charakteru opisane w Piśmie Świętym powinniśmy naśladować w naszym życiu, by upodobnić się do Niej. A gdy będziemy podobni do Niej, to i do Jezusa. Patrząc na nasze dłonie, widzimy pięć palców, które przypominają nam i uczą nas o pięciu zasadniczych filarach duchowości Matki Najświętszej, a zatem naszej duchowości w szkole miłości Pana Jezusa, gdzie Ona jest najlepszą nauczycielką i wychowawczynią:
1. Kciuk - POSŁUSZEŃSTWO – ‘Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!’ (Łk 1:38)
2. Palec wskazujący - WIARA - ‘Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana’ (Łk 1:45) - tuląc ciało martwego Syna pod krzyżem nadal wierzyła Bogu, i temu, co Jej objawił przez Archanioła Gabriela - ‘Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca’ (Łk 1:31-33); kto z nas wierzyłby nadal w takiej sytuacji???
3. Środkowy - POKORA - ‘Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie’ (Łk 2:48b) - stawia Św. Józefa przed siebie.
4. Palec serdeczny - WRAŻLIWOŚĆ NA PROBLEMY INNYCH - ‘Nie mają już wina’ (J 2:3)
5. Mały palec - CAŁKOWITE ZAWIERZENIE OPATRZNOŚCI BOŻEJ - ‘Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie’ (J 2:5)
Ponadto, w Kanie Galilejskiej Matka Jezusa i nasza Matka dała nam przykład prawdziwej modlitwy chrześcijańskiej. Przyszła do Jezusa z problemem, poinformowała Go o problemie, nie poucząła Go, jak powinien Jej pomóc. Zostawiła problem Jezusowi. ‘Ty się tym zajmij’. Totalne zaufanie do Niego. A jednocześnie pokazała, jak należy postapić po przedstawieniu Jezusowi problemu. Poleciła sługom uczynić wszystko, cokolwiek powie im Jezus. Nawet jakby to wydawało się głupie. Jakkolwiek Jezus zareaguje, cokolwiek postanowi, jakąkolwiek drogę podejmie - my mamy być czujni i mieć szeroko otwarte oczy. Bo jedno jest pewne. Że nie ma żadnej modlitwy w naszym życiu, która pozostaje bez Bożej odpowiedzi. Ale czas i metoda odpowiedzi jest w rękach Jezusa. To nie my narzucamy Bogu, co ma robić. Tylko On w swej Opatrzności, znając nas i potrzeby całej wspólnoty, w której żyjemy reaguje i odpowiada zgodnie z tą wiedzą i naszym ostatecznym dobrem. Bóg nie jest bankomatem, gdzie wkłada się kartę, wstukuje pin, wybiera, co potrzeba, i to musi wyskoczyć z maszyny. Takie myślenie to zniewaga dla Ojca w niebie, to myślenie rozkapryszonego bachora, któremu się wydaje, że jest pępkiem świata i mu się wszystko należy i wszystko ma być tak, jak on chce.
Nie, postawa dziecka Bożej, dziecka Maryi jest zupełnie inna. Totalne zaufanie do Opatrzności Bożej, do Mądrości Boga, który najlepiej wie, co tak naprawdę nam potrzeba i jak odpowiedzieć na nasze modlitwy.
I pytanie do nas - czy tak się modlimy do Boga? Czy przychodzimy do Niego i mówimy Mu po prostu, że mamy pewien problem, i zostawiamy Bogu wolną rękę, jak i kiedy zareagować na naszą sprawę? Tak modliła się Maryja, mistrzyni życia duchowego, pełna łaski, niepokalana. Tak mamy modlić się i my. Z pokorą, wiarą i absolutnym zaufaniem do Pana Boga, który nas wymyślił, odkupił, napełnił Duchem swoim i nas prowadzi w swoim Kościele.
Wzywam i Świetego Józefa w ostatnim dniu naszych misji, którego z naszymi dziećmi odwiedziliśmy w Jego pracowni w Nazaret w poniedziałek, by prowadził nas do Jezusa i uczył tego wszystkiego, o czym mówiliśmy przez minione dni. Bo On, jak słusznie stwierdził Ojciec Święty Franciszek: „ jest opiekunem, bo umie słuchać Boga, pozwala się prowadzić Jego wolą…jest bardziej troskliwy, potrafi realistycznie odczytywać wydarzenia…jest czujny i potrafi podjąć najmądrzejsze decyzje.” Świety Józefie, módl się za nami!
Dziękuję Wam wszystkim, Kochani, za cierpliwość w słuchaniu i odwagę podróżowania w głąb Was samych i w głąb naszej Mamy - Kościoła Świętego - podczas naszych misji świętych.
Jeden z moich ulubionych Psalmów - Psalm 42:8 - powiada:
“Głębia przyzywa głębię
hukiem Twych potoków.”
Ta Wasza głębia ducha, w którą tak odważnie i na serio weszliście i poznaliście lepiej, woła do głębi Miłosiernego Serca Jezusa, tęskni za głębią szaleńczej Miłości Boga do nas, pragnie domu, w którym się odnajdzie. To intymny i mistyczny, niezwykle płodny dialog dwóch zakochanych w sobie, głodnych wspólnoty serc. Wierzę, że ten dialog dokonywał się w Twojej osobistej pielgrzymce w głąb siebie i w głąb tajemnicy Boga i Jego Kościoła przez tych kilka minionych dni naszych misji. Wierzę, że ten dialog będzie się pogłębiał i dojrzewał coraz bardziej, o co się dla Ciebie, Siostro i Bracie, modlę, i czego Ci z serca pełnego nadziei, życzę.
Panu Bogu Miłosiernemu zawierzam tę moją biedną posługę słowa. Niech On sprawi plon obfity Słowa w głębi Twego chrześcijańskiego życia i autentycznego świadectwa wiary w Kościele, który jest naszym domem, i w świecie. Niech w nas wszystkich spełni się doskonale Jego Święta Wola. Amen.
---------------------------------------------------
Nauka ogólna - Sobota
Parafia św. Kazimierza, Kraków-Grzegórzki,
28 maja 2013 roku, Msza o godz. 19.00
Witajcie na naszym ostatnim misyjnym spotkaniu, Kochani moi współtowarzysze duchowej wędrówki w głąb nas samych i w głąb tajemnicy naszej Matki-Kościoła świętego. Nie wiem, jak Wam, ale mi osobiście szybko minął ten tydzień skupienia, wyciszenia, postu oraz intensywnej modlitwy w naszej parafialnej wspólnocie. Tydzień posiewu Bożego Słowa mocą Ducha samego Boga, jak ufam.
Dziękuję, że wytrwaliście w Waszych postanowieniach misyjnych, w modlitwie wzajemnej, w skupieniu i ciszy. Dziękuje, że nie ustaliście w drodze i dzień po dniu odważnie i w prawdzie wchodziliście coraz głębiej w siebie i w Tajemnicę Boga i Kościoła, naszej Matki.
Z serca dziękuję także za mistyczną opiekę duchową nade mną, sługą nieużytecznym. Bez tej opieki nie dałbym rady.
Cierpliwy zjada dojrzałe owoce, powiada tanzańskie przysłowie. Wierzę, że czas obfitych żniw w życiu osobistym każdej i każdego z Was nadchodzi. W jaki sposób i kiedy - tego nie wiemy.
Pytania, które lubimy zadawać Panu Bogu - ‘Kiedy odpowiesz na moją prośbę, Boże?’ oraz ‘W jaki sposób to się stanie?’ - to dwa boskie pytania, których nam nie wolno Bogu zadawać. Dotykają one Jego Wszechmocy, absolutnej wolności i swobody działania oraz Jego niezgłębionej tajemnicę Opatrzności. Nawet Jezus nie śmiał pytac Ojca o te sprawy (“Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec.” Mt 24:36)
Wierzę, że nasze misje święte, które staraliśmy się wszyscy, po ludzku patrząć, przeżywać sumiennie i gorliwie, przyniosą nam wielkie błogosławieństwo Boże w życiu każdej i każdego z nas, obecnych i nieobecnych (za których modliliśmy się przecież cały czas), a suma tych indywidualnych żniw przyniesie nam prawdziwą Wiosnę Ducha Bożego w naszej parafii, prawdziwą Pięćdziesiątnicę Kościoła na Grzegórzkach. Kiedy i jak - Opatrzność Boża zdecyduje. O to modlę się z pokorą do Miłosiernego Boga i nie przestanę się modlić.
Gdy Ksiądz Proboszcz kilka miesięcy temu podzielił się ze mną ideą poprowadzenia przeze mnie misji świętych w naszej parafii, w duchu posłuszeństwa i wdzięczności dla Matki-Kościoła za dar 50 lat życia, 50 lat Chrztu Świętego i 25 lat kapłaństwa, zgodziłem się, by odwdzięczyć się mojej parafii na krakowskich Grzegórzkach za tyle dobroci i miłości i serca doznanego w minionych latach, mimo moich osobistych obaw i rezerwacji, czy podołam temu zadaniu.
Po pierwsze, przecież nigdy nie prowadziłem misji świętych w Polsce. Nie miałem żadnego doświadczenia. Po drugie, pamiętałem aż za dobrze to, co spotkało samego Pana Jezusa w swoim rodzinnym mieście: “Gdy Jezus dokończył tych przypowieści, oddalił się stamtąd. Przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: « Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko?» I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: «Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony». I niewiele zdziałał tam cudów, z powodu ich niedowiarstwa.” (Mt 13:53-58)
Od tamtej rozmowy z Księdzem Proboszczem przez Skype, gdy zapadła decyzja, moja modlitwa w świetle tych obaw była bardzo prosta - ‘Jezu, ufam Tobie! Tobie tylko i całkowicie ufam, a sobie nic’. Zawierzyłem tę sprawę Jemu i Jego Woli. Powtarzałem dzień i noc - ‘Użyj mnie, jak Tobie się tylko podoba. Niech Moc Twego Ducha będzie ze wszystkimi parafianami i ze mną. Rób ze mną, co zechcesz. Natchnij, jak chcesz. Jestem Twój całkowicie. Prowadź, oświecaj, poddawaj myśli. Ty nas wymyśliłeś, Ty nas znasz na wylot. Ty wiesz, czego Twoje owce na Grzegórzkach potrzebują najbardziej’.
To była jedyna moja metoda przygotowania się do zadania. Reszta sama się potoczyła. Nie mnie oceniać wartość tych misji i ich owoce w naszej parafii i w Was. Zostawiam to dyskrecji Pana Jezusa. I Waszym odczuciom, na podstawie łaski Bożej działającej w Was mocą Ducha.
Wyznanie Świętego Pawła w Jego Pierwszym Liście do Koryntian pragnę uczynić swoim w ten szczególny wieczór, gdy po siedmiu dniach wspólnej wyprawy w głąb nas samych i w głąb naszej Matki- Kościoła, docieramy wreszcie do Wieczernika, gdzie spotykamy się z Jezusem Zmartwychwstałym i Miłosiernym w znaku Jego odnowionego i na nowo poświęconego obrazu w naszej świątyni, naszym grzegórzeckim Wieczerniku, naszej i Bożej Górze Horeb. Oto słowa Apostoła Narodów, które są epifanią mych uczuć w godzinę zakończenia naszej duchowej podróży misyjnej:
“Bracia, przyszedłszy do was, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej. A jednak głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających. Lecz głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, tę, której nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały; lecz właśnie głosimy, jak zostało napisane, to, czego "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują". Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych. A głosimy to nie uczonymi słowami ludzkiej mądrości, lecz pouczeni przez Ducha, przedkładając duchowe sprawy tym, którzy są z Ducha.” (1 Kor 2:1-12)
Modliłem się i teraz też, na koniec naszych misji, modlę się o autentyczną Wiosnę Ducha w naszej parafii i w Was; o prawdziwą Pięćdziesiątnicę naszej parafii, mówiąc Panu Jezusowi - ‘Ty się tym zajmij!’ z zaufaniem, którego uczy piekna medytacja pokornego i świętego włoskiego kapłana, Sługi Bożego ojca Dolindo Ruotolo:
“Jezus mówi do duszy:
Dlaczego zamartwiacie się i niepokoicie? Zostawcie mnie troskę o wasze sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę mówię wam, że każdy akt prawdziwego, głębokiego i całkowitego zawierzenia Mnie wywołuje pożądany przez was efekt i rozwiązuje trudne sytuacje. Zawierzenie Mnie nie oznacza zadręczania się, wzburzenia, rozpaczania, a później kierowania do Mnie modlitwy pełnej niepokoju, bym nadążał za wami; zawierzenie to jest zamiana niepokoju na modlitwę. Zawierzenie oznacza spokojne zamknięcie oczu duszy, odwrócenie myśli od udręki i oddanie się Mnie tak, bym jedynie Ja działał, mówiąc Mi: Ty się tym zajmij.
Sprzeczne z zawierzeniem jest martwienie się, zamęt, wola rozmyślania o konsekwencjach zdarzenia. Podobne jest to do zamieszania spowodowanego przez dzieci domagające się, aby mama myślała o ich potrzebach gdy tymczasem one chcą się tym zająć same, utrudniając swymi pomysłami i kaprysami jej pracę. Zamknijcie oczy i pozwólcie Mi pracować, zamknijcie oczy i myślcie o obecnej chwili, odwracając myśli od przyszłości jak od pokusy.
Oprzyjcie się na Mnie wierząc w moją dobroć, a poprzysięgam wam na moją miłość, że kiedy z takim nastawieniem mówicie: „Ty się tym zajmij”, Ja w pełni to uczynię, pocieszę was, uwolnię i poprowadzę.
A kiedy muszę was wprowadzić w życie różne od tego, jakie wy widzielibyście dla siebie, uczę was, noszę w moich ramionach, sprawiam, że jesteście jak dzieci uśpione w matczynych objęciach. To, co was niepokoi i powoduje ogromne cierpienie to wasze rozumowanie, wasze myślenie po swojemu, wasze myśli i wola, by za wszelką cenę samemu zaradzić temu, co was trapi.
Czegóż nie dokonuję, gdy dusza, tak w potrzebach duchowych jak i materialnych, zwraca się do mnie mówiąc: „Ty się tym zajmij”, zamyka oczy i uspokaja się! Dostajecie niewiele łask, kiedy męczycie się i dręczycie się, aby je otrzymać; otrzymujecie ich bardzo dużo, kiedy modlitwa jest pełnym zawierzeniem Mnie. W cierpieniu prosicie, żebym działał, ale tak jak wy pragniecie... Zwracacie się do Mnie, ale chcecie, bym to ja dostosował się do was. Nie bądźcie jak chorzy, którzy proszą lekarza o kurację, ale sami mu ją podpowiadają. Nie postępujcie tak, lecz módlcie się, jak was nauczyłem w modlitwie „Ojcze nasz”: Święć się Imię Twoje, to znaczy bądź uwielbiony w tej mojej potrzebie; Przyjdź Królestwo Twoje, to znaczy niech wszystko przyczynia się do chwały Królestwa Twego w nas i w świecie; Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi, to znaczy Ty decyduj w tej potrzebie, uczyń to, co Tobie wydaje się lepsze dla naszego życia doczesnego i wiecznego.
Jeżeli naprawdę powiecie Mi: „Bądź wola Twoja”, co jest równoznaczne z powiedzeniem: „Ty się tym zajmij”, Ja wkroczę z całą moją wszechmocą i rozwiąże najtrudniejsze sytuacje. Gdy zobaczysz, że twoja dolegliwość zwiększa się zamiast się zmniejszać, nie martw się, zamknij oczy i z ufnością powiedz Mi: „Bądź wola Twoja, Ty się tym zajmij!”. Mówię ci, że zajmę się tym, że wdam się w tę sprawę jak lekarz, a nawet, jeśli będzie trzeba, uczynię cud. Widzisz, że sprawa ulega pogorszeniu? Nie trać ducha! Zamknij oczy i mów: Ty się tym zajmij!”. Mówię ci, że zajmę się tym i że nie ma skuteczniejszego lekarstwa nad moją interwencją miłości. Zajmę się tym jedynie wtedy, kiedy zamkniesz oczy.
Nie możecie spać, wszystko chcecie oceniać, wszystkiego dociec, o wszystkim myśleć i w ten sposób zawierzacie siłom ludzkim albo – gorzej – ufacie tylko interwencji człowieka. A to właśnie stoi na przeszkodzie moim słowom i memu przybyciu. Och! Jakże pragnę tego waszego zawierzenia, by móc wam wyświadczyć dobrodziejstwa i jakże smucę się widząc was wzburzonymi.
Szatan właśnie do tego zmierza: aby was podburzyć, by ukryć was przed moim działaniem i rzucić na pastwę tylko ludzkich poczynań. Przeto ufajcie tylko Mnie, oprzyjcie się na mnie, zawierzcie Mnie we wszystkim. Czynię cuda proporcjonalnie do waszego zawierzenia Mnie, a nie proporcjonalnie do waszych trosk.
Kiedy znajdujecie się w całkowitym ubóstwie, wylewam na was skarby moich łask. Jeżeli macie swoje zasoby, nawet niewielkie lub staracie się je posiąść, pozostajecie w naturalnym obszarze, a zatem podążacie za naturalnym biegiem rzeczy, któremu często przeszkadza szatan. Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami duszy: Jezu, Ty się tym zajmij! Postępuj tak we wszystkich twoich potrzebach. Postępujcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, nieustanne i ciche cuda. To wam poprzysięgam na moją miłość.”
Tę piękną medytację pozostawiam Wam, Kochani, jako mój testament misyjny, prosząc Boga, by stała się źródłem nieustannego duchowego słońca w Waszym osobistym i wspólnotowym życiu. ‘Dla Boga nie ma nic niemożliwego’, On ma moc i pragnienie zająć się wszystkim w naszym życiu. Zaufajmy Mu totalnie.
Tego zaufania Miłosiernej Opatrzności Bożej nauczyło mnie życie. I to boleśnie. Wspomnę tylko o dwóch wydarzeniach. Niech one dodadzą Wam ducha i otworzą na oścież drzwi Waszego zawierzenia Żywemu Bogu, mieszkającemu wśród nas, na naszych Grzegórzkach krakowskich.
W lipcu 1996 roku przeżyłem swój Wielki Piątek zupełnego opuszczenia - Eloi, Eloi, lama sabakthani?... Otrzymałem tamtego dnia list od dobroczyńców informujący mnie, że uważają budowę kościoła w Kiabakari za zamkniętą, mimo że dopiero ściany świątyni były gotowe, gdzie tam dach i wykończenie. Przygnębił mnie bardzo ten list i poczułem się bezsilny. Ogarnęła mnie ciemność ogromnego smutku i poczucia zupełnego opuszczenia przez wszystkich. Skąd ja wezmę takie pieniądze na dokończenie budowy? Usiadłem ze łzami w oczach i ciężkim sercem pod figurą Matki Bożej Fatimskiej w moim pokoju i zacząłem odmwiać różaniec w desperacji. W połowie różańca coś mnie tknęło, by spojrzeć na figurę Maryi i wtedy me serce wypełnił pokój. Pojawiła się myśl, by odprawić różaniec Mszy świętych, a wszystko będzie dobrze. I tak się stało. Pełnego roku trzeba było, by było dobrze całkiem, ale budowa dobiegła końca i kościół został konsekrowany 3 lipca 1997 roku.
Drugie wydarzenie. Budowa kościoła dobiegła końca, kościól konsekrowany, ale pozostała góra długów do spłacenia. Maryja pomogła znaleźć ludzi lokalnie i poza Tanzanią, którzy po trochu pomogli popchać do przodu robotę. Mimo to ogromny dług pozostał. Po konsekracji kościoła poleciałem do Polski z ciężkim sercem, nie wiedząc, co robić, gdzie tu znaleźć pomoc na spłacenie długu. Piątego października 1997 roku poszedłem pomodlić się do Łagiewnik. Święto Świętej SIostry Faustyny, Msza na ołtarzu polowym, tłumy wiernych. Modliłem się o pomoc Pana Jezusa w spłaceniu tych długów. Po Mszy świętej siostry zaprosiły do refektarza na obiad. Przed obiadem - wtedy przynajmniej, nie wiem, czy teraz też - był zwyczaj, że siostry przechodziły wśród zaproszonych gości z obrazkami Bożego Miłosierdzia na małych tackach . Te obrazki miały wydrukowane na rewersie różne cytaty z Dzienniczka Świętej SIostry Faustyny. Wziąłem bezwiednie, machinalnie jeden z obrazków. Na awersie Pan Jezus Miłosierny razem z Siostrą Faustyną. Gdy odwróciłem obrazek i przeczytałem cytat, zrobiło mi się zimno i gorąco w jednej chwili. Nagła fala ulgi i nadziei. I wstyd, że tak strasznie małą wiarę mam i zaufanie do Bożej Opatrzności. Co było tam napisane? Nastepujące słowa:
„Twoim obowiązkiem jest zupełna ufność w dobroć Moją, a Moim obowiązkiem jest dać ci wszystko, czego potrzebujesz.” (Dz. 548)
Jeszcze zanim wróciłem do Tanzanii, po miesiącu już znaleźli się sponsorzy, którzy wzięli na siebie te długi i mogłem je całkowicie spłacić.
Dla Jezusa Miłosiernego nie ma nic niemożliwego. Nie tylko, że wierzę w to bezgranicznie teraz, ja to wiem.
Czego Wam wszystkim życzę, Kochani, zwłaszcza wtedy, gdy Wielki Piątek zawita w Twoim życiu. Pomódlcie się na koronce wtedy, na różańcu, popatrzcie przez łzy na obraz Jezusa Miłosiernego, na obraz Maryi, odmówcie też z wiarą i ufnością, nawet jak serce krwawi, medytację ojca Dolindo jako żarliwą modlitwę, a Jezus się wszystkim zajmie i wszystko załatwi tak, jak On chce. I będzie dobrze.
W górę serca, Kochani! Jezus jest z nami. I zawsze będzie. Amen.
No comments:
Post a Comment