Monday, May 27, 2013

Retreat - Monday - Second Day Texts

Here are texts of my spiritual talks from today, the second day of the parochial retreat.


Nauka ogólna - Poniedziałek
Parafia św. Kazimierza, Kraków-Grzegórzki, 27 maja 2013 roku, godz. 9.00 i 19.00

Witajcie w drugim dniu naszej wędrówki. Widzę, że wiekszość z Was, z którymi wyruszyliśmy wczoraj w drogę ku górze Boga, dotarła na miejsce. Bogu dzięki.

Jesteśmy dziś, w drugim dniu naszych misji, u stóp Góry Horeb, czy innymi słowy - Synaj. To niezwykle ważne miejsce w naszej wędrówce wiary. Do tego miejsca nieustannie musimy powracać, by weryfikować naszą wiarę i wierność Bogu, dzień po dniu. Posłuchajmy tekstu natchnionego:

“Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził [pewnego razu] owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?» Gdy zaś Pan ujrzał, że [Mojżesz] podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał niego ze środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem». Rzekł mu [Bóg]: «Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą». Powiedział jeszcze Pan: «Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga. Pan mówił: «Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód, na miejsce Kananejczyka, Chetyty, Amoryty, Peryzzyty, Chiwwity i Jebusyty. Teraz oto doszło wołanie Izraelitów do Mnie, bo też naocznie przekonałem się o cierpieniach, jakie im zadają Egipcjanie. Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź mój lud, Izraelitów, z Egiptu». A Mojżesz odrzekł Bogu: «Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu?» A On powiedział: «Ja będę z tobą. Znakiem zaś dla ciebie, że Ja cię posłałem, będzie to, że po wyprowadzeniu tego ludu z Egiptu oddacie cześć Bogu na tej górze». Mojżesz zaś rzekł Bogu: «Oto pójdę do Izraelitów i powiem im: Bóg ojców naszych posłał mię do was. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć?» Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: «JESTEM, KTÓRY JESTEM». I dodał: «Tak powiesz synom Izraela: JESTEM posłał mnie do was». Mówił dalej Bóg do Mojżesza: «Tak powiesz Izraelitom: "JESTEM, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba posłał mnie do was. To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia. Idź, a gdy zbierzesz starszych Izraela, powiesz im: Objawił mi się Pan, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba i powiedział: Nawiedziłem was i ujrzałem, co wam uczyniono w Egipcie. Postanowiłem więc wywieść was z ucisku w Egipcie i zaprowadzić do ziem Kananejczyka, Chetyty, Amoryty, Peryzzyty, Chiwwity i Jebusyty, do ziemi opływającej w mleko i miód". (Wyj 3:1-17)

Bóg w znaku płonącego krzaka, daje nam mnóstwo informacji o sobie.  Odczytuję tę biblijną scenę jako pierwszą randkę Pana Boga z Narodem Wybranym, w osobie Mojżesza. Ukazuje się On nam jako roślina,  drzewko, zakorzenione w ziemi. O tej ziemi, i jej znaczeniu dla naszego zbawienia, porozmawiamy jeszcze przy innej okazji. Niezwykła ta roślina, płonąca ogniem intensywnej obecności, czułości, troski, pragnienia bliskości człowieka, a nade wszystko intymności miłości niepojętej, zakochanej w człowieku. Bóg ma imię. On jest, był i będzie. Krzak płonie do dziś. I na wieki. Nie spala się na popiół. Bóg zakochał się w nas i pragnie nas. Ta miłość i stan Jego zakochania w nas jest ponadczasowy, nieskończony, wieczny. I gotów jest zrobić wszystko w imię tej miłości, która naprawdę jest. I zawsze będzie, bez względu, co my z tym wyznaniem miłości Boga zrobimy. Mimo, że Wcielenie miłości Boga, Jezus, został odrzucony, wydany w ręce ludzi i ukrzyżowany jak czytamy u Św. Jana: “Na świecie było [Słowo], a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. “ (J 1:10-11)

Wobec tej tajemnicy odrzuconej przez nas samych Miłości Boga stajemy bezradni. Chcielibyśmy krzyczeć - przestań nas kochać, ukarz nas! To , co robisz, to szaleństwo! Nie wolno Ci już nas kochać po tym, co zrobiliśmy! Nie czujemy się komfortowo z tym skandalem miłości Boga, który kocha zdradzonym zranionym sercem i nie przestaje... Nie rozumiemy tego. Może tylko ktoś, kto był kiedyś zakochany / zakochana  totalnie w innej osobie, a ta osoba zdradziła tę miłość,  a mimo to nie potrafi przestać nadal kochać, zapomnieć nie potrafi, mimo że ta druga osoba sobie nic z tego nie robi. Może wtedy choć w maleńkim ułamku poczulibyśmy, jak to jest, bo zrozumieć się nie da...

Bóg kazał zdjąć Mojżeszowi obuwie z nóg. Możemy interpretować ten gest nie tylko jako oznakę szacunku dla świętości Boga i miejsca. Gest zdjęcia obuwia ma szersze znaczenie - to odpowiedź na zaproszenie do wejścia do domu jako przyjaciel, zwłaszcza w kulturze Wschodu i Afryki, a także u nas, gdy wchodzimy do czyjegoś domu czy mieszkania. 

Zdejmuję buty i wchodzę do domu przyjaciela, by wejść w jego przestrzeń życiową, by się z nim spotkać, by zobaczyć jak żyje, co jest dla niego ważne, by porozmawiać przy herbacie, kawie i spożyć posiłek. Co więcej - dotykam swoimi bosymi stopami tego miejsca, niejako asymilujac się, utożsamiając się z nim. Drzewko ma korzenie w ziemi. Zdejmując obuwie na górze Synaj, Mojżesz usunął przeszkodę w dotknięciu tej ziemi, we własnej konsekracji ziemią, która nosi Bożą świętość i błogosławieństwo Jego obecności. Ziemi uświęconej Bożym zakochaniem, Bożą miłością. Bóg chce, by Mojżesz się przytulił do tej ziemi, gdzie Bóg zapuścił swe korzenie, gdzie dokonuje się Jego spotkanie z człowiekiem. Tu i teraz, na ziemi. To jest ziemia Jego obecności i miłości. Chce, by Mojżesz pobył z Nim chwilę, nacieszył się Nim, a Bóg Mojżeszem. Tak czynią ludzie w mej misji, gdy zdejmują obuwie przed wejściem do kościoła, by spotkać się z żywym Bogiem w liturgii Mszy świętej.

Jednocześnie ta święta ziemia pełna obecności Boga jest ziemią nie tylko spotkania, ale i powołania i posłania. Mojżesz jest wybrany przez Boga do specjalnego zadania, konsekrowany Jego obecnością i posłany z uświęconej ziemi do ziemi zniewolenia Narodu Wybranego. 

Przypomina się scena Przemienienia Pańskiego i szybkiego zejścia z góry Tabor po wizji chwalebnego Jezusa. Tamta góra była też górą spotkania, chwały Bożej i posłania. Tam Jezus przemienił się i promieniował blaskiem chwały niebieskiej. Na górze Horeb to sam Bóg przemienił się w krzak spotkania, gorejący płomieniem skondensowanej Jego obecności i miłości. To Mojżesz zszedł z góry z przemienionym obliczem, promieniejącym spotkanie Żywego Boga i wybraniem, bardziej niż oblicze kobiety, której właśnie oświadczył się Jej ukochany.

Wróćmy w myślach teraz na Grzegórzki. Ta świątynia, nasz kościół parafialny, jest naszą grzegórzecką Górą Horeb. Tu mieszka ten sam Bóg, który spotkał się z Mojżeszem i wyznał swą miłość do Narodu Wybranego.

Dziwicie się teraz, że po wyjściu z Egiptu Mojżesza krew zalała, wracającego z kolejnej randki z Bogiem zakochanym w nas, gdy zobaczył to, co zobaczył na dole w obozie, ? I zrobił to, co zrobił? 

Musimy koniecznie prosić o żywą wiarę, byśmy mogli tak samo przeżywać nasze spotkanie z Żywym Bogiem, ilekroć wchodzimy w Jego obecność tu i teraz w tym kościele. To ten sam Bóg. To ta sama gorejąca miłością konsekrująca wszystkich i wszystko Obecność.

Uwielbiam dotykać przedmiotów w konsekrowanym kościele, tak jak ten nasz. Uwielbiam wdychać powietrze w kościele, pełne zapachu kadzidła, bo jest konsekrowane, pełne obecności Boga, muskane nieustannie duchami czystymi serafinów i aniołów, uświęcane obecnością Maryi, Św. Jana, Św. Kazimierza i tylu naszych przyjaciół w niebie, przechadzających się w szczęściu w Obecności gorejącej Miłości, choć niewidocznych dla oczu naszego ciała. Wierzę, że samo tylko oddychanie tym powietrzem z żywą wiarą ma moc nas uzdrowić ze wszystkich chorób, jeśli tylko taka byłaby Wola Boga.

Uwielbiam obmywać me oczy, jak mówią w Tanzanii, gdy patrzy się na coś lub kogoś pięknego, patrzeniem na tabernakulum, krzyż, obrazy, kwiaty, światła zapalone. Uwielbiam dotykać ścian, ławek, drzwi, klamek, szat liturgicznych. Samo to dotknięcie ma moc mnie uzdrowić, jak tę kobietę cierpiącą tyle lat, która dotknęła szat Jezusa i została uzdrowiona. Jeśli tylko mam taką wiarę, jak ona.

To dom Boga, który Jest. Potrzebujemy jednak tego, co Japończycy określają terminem - mitate - czyli zdolności ujrzeć coś na nowo, na świeżo, w innym świetle, jakby po raz pierwszy szeroko otwartymi oczami początkującego zadziwionego i zachwyconego ucznia. Boga, płonącego nieśmiertelną miłością, szaleńczym zakochaniem, któremu na Imię Jezus, któremu na Imię Duch. Boga, który nas zna, bo nas wymyślił. Stąd ten krzak i korzenie, zakorzenienie Boga w nas, swych stworzeniach. Boga, Który pragnie podobnej intymności, czułości i zakorzenienia nas w Nim z naszej strony. Ja winna latorośl.

Gdybyś tylko mógł / mogła zebrać odciski palców z Serca Boga, założę się, że będą to tylko i wyłącznie Twoje odciski. Taka jest Jego miłość.  Wierna bezwględnie i do końca. Taka jest prawda o naszym Bogu.

A jaka jest nasza miłość i uwielbienie Boga i co zrobiliśmy z połamanymi tablicami Mojżesza? Gdzie je złożyliśmy? Pomiędzy posażki naszych osobistych bożków, czy na ołtarzu naszego serca, na którym można wyszukać się tylko odcisków palców Jezusa?

Oddam tu głos Ojcu Świętemu Franciszkowi, który powiedział: „Adorować Boga oznacza, że jest On Panem naszego życia i historii. Adorować Boga to uczyć się z nim być, ogałacać się z naszych ukrytych bożków. Są to bożki, które często dobrze ukrywamy. Może to być ambicja, karierowiczostwo, smak sukcesu, stawianie siebie samego w centrum, skłonność do dominowania nad innymi, roszczenie by być wyłącznymi panami naszego życia, jakiś grzech do którego jestem przywiązany i wiele innych…jakiego w życiu mam ukrytego bożka?” 

Powiedz mi, jakiego w życiu masz ukrytego bożka, z którym zdradzasz zakochanego w Tobie Boga?
Nie bój się Franciszkowej perspektywy pytania o bożka. Adoracja jest uwielbieniem Boga także, gdy uznajemy i widzimy, że to nie On jest Panem mego życia. Stąd ból adoracji, ból prawdy. Rzadko ćwiczymy trwanie w nim.

Z encykliki o miłości Ojca Świętego Benedykta XVI: „Bóg miłuje i ta Jego miłość może być określana bez wątpienia jako eros, która jednak jest równocześnie agape.” Bóg nie jest zimnym bytem, Doskonałą w swej pełni i samowystarczalności monadą. Bóg jest pragnieniem, namiętnością, pożądaniem, głodem. Jest w Nim eros. Dla wielu to jak bluźnierstwo. Ale bluźnierstwem wobec objawienia jest obraz metafizyczny doskonałego Absolutu. Bóg, który się objawia jest żywy namiętnością do człowieka. Prorocy opisują ją w śmiałych obrazach seksualno-małżeńskich. Co ważne - ta harmonia erosa i agape nie jest tylko ekonomiczna, na zewnątrz. Bóg jest taki w głębi, we wzajemnych relacjach, jest taki w Duchu. Ile wzajemnej, gorącej jak ogień, namiętności jest w relacji między Ojcem a Synem. Miłość jest nie do pomyślenia bez tego napięcia erosa i agape. Katechizm i praktyka życia definiują miłość przez głód i pragnienie: „Miłość wywołuje pragnienie nieobecnego dobra…Kochać to chcieć dobra dla kogoś.” Powinno nas nie przestawać zadziwiać to, że właśnie płeć człowieka jest pierwszym miejscem obrazu i podobieństwa Boga w nas (nie dusza, nie rozumność) I encyklika: „tylko w zjednoczeniu mężczyzny i kobiety człowiek może stać się kompletny.” Czy to też dotyczy nas, czy żyjąc po swojemu , zwłaszcza my w celibacie i w samotności, jesteśmy poza tym prawem i idziemy jakąś inną drogą? Chyba tak wielu myśli. Ideałem staje się pozbawiona erosa zimna obojętność. Czy to doskonałość czy kalectwo??? Idea by tylko dawać (która, niestety, wielu przyświeca) jest fałszywa - mówi Papież. Straszna jest dobroć człowieka, który tylko daje, tylko się poświęca, nic nie potrzebuje i nie pożąda i nie jest głodny. Chodząca agape. Lepsza od Boga podróbka miłości.

Ojciec Świety Benedykt XVI powiedział tak: „Metodologia naszego myślenia jest tak ustawiona, że w istocie On nie powinien istnieć. Nawet jeżeli zdaje się pukać do bram naszych myśli…”  I mówił to nie na zlocie ateistów. W bazylice pełnej biskupów, kapłanów i wiernych! Myślenie, w którym jest łaska i Bóg. Ale jest On wtórny i drugi. To sens różnicy między tym, czy buduję czy jestem budowany. Czy ja to Dzieło Boga czy sami tworzymy życie, duchowość, wiarę? Głosimy Ewangelię tak, że Pelagiusz mógłby się uczyć od nas. Co musimy, co powinniśmy, do czego jesteśmy zobowiązani? 
   
Bardzo ważne w tym drugim dniu naszej wędrówki duchowej jest ustalenie właściwej hierarchii wartości w naszym życiu. Życiu każdej i każdego z nas. Weźmy po tej Mszy świętej lub po powrocie do domu kartkę papieru i długopis, pomódlmy się do Ducha Świętego o dar odważnego spojrzenia na siebie w prawdzie i tylko w prawdzie. I spiszmy priorytety naszego życia tak, jak sami w sumieniu siebie widzimy. Bez oszukiwania i lukrowania czy naginania rzeczywistości. Komu czy czemu tak naprawdę służysz i oddajesz cześć w swoim codziennym życiu?

Jeden kapłan przerazil się, gdy odkrył na rekolekcjach, spisując priorytety swego życia, że Bóg był w Jego życiu dopiero na początku drugiej dziesiątki.

Nikomu tej listy nie pokażesz. To dla Ciebie. Weź ją ze sobą jutro do kościoła i przed Jezusem w tabernakulum, w tym świętym konsekrowanym miejscu pomyśl, czy to jest listą, pod którą Jezus się podpisze? Jesli nie, to poproś Go o pomoc, byś mógł / mogła tak ustawić swoje priorytety, by odpowiadały Twojej godności dziecka Bożego.


Nawet jeśli Bóg jest u Ciebie aż na drugim miejscu, to nadal Twoje życie będzie uzależnione od jakiegoś bożka, który panoszy się na pierwszym miejscu. Niestety, taka jest prawda. I z tym faktem musisz coś zrobić. Nikt tego za Ciebie nie zrobi. To jest nasze zadanie domowe drugiego dnia naszych misji, naszej wspólnej wędrówki do Domu Ojca. Zidentyfikujmy nasze bożki, zetrzyjmy je na popiół i wyrzućmy do Oceanu Bożej Miłości i Miłosierdzia pojutrze, gdy przystapimy do konfesjonału w sakramencie Bożego Miłosierdzia i Pojednania. 
Bądźmy odważni i szczerzy wobec samych siebie, przemyślmy dokładnie nasze życie i zobaczmy, gdzie poustawialiśmy ołtarzyki z naszymi prywatnymi bożkami. Bo nie godzi się wchodzić do tej światyni Boga jedynego, zakochanego w nas do szaleństwa krzyża, zdradzając Go jednocześnie z kimś czy czymś innym. 

Powodzenia.

-----------------------------------------------------------------


Nauka dla dzieci - Poniedziałek
Parafia św. Kazimierza, Kraków-Grzegórzki, 27 maja 2013 roku, godz. 17.30

Witajcie w drugim dniu naszej wędrówki. Widzę, że większość z Was, z którymi wyruszyliśmy wczoraj w drogę, dotarła. Bogu dzięki.

W czasie naszej wspólnej wędrówki duchowej nie może zabraknąć miejsca i czasu dla Was, kochane dzieci. 

Zapraszam Was na tym naszym specjalnym spotkaniu, byśmy zajrzęli do pracowni jednego pana stolarza, u którego sam Pan Jezus często przebywał i uczył się nie tylko, jak obrabiać drewno i robić zeń cudeńka, ale także uczył się życia i mądrości - i tej Bożej i tej zwykłej, ziemskiej, codziennej. O kim mowa? 

Oczywiście o  Świętym Józefie!

Józef jest dobrym uczciwym i solidnym stolarzem, nie oszukuje swoich klientów, jest bardzo lubiany i ma dużo pracy, więc nie będziemy Mu za długo przeszkadzać, ale ponieważ kocha dzieci i lubi z nimi przebywać, więc wierzę, że Wam nie odmówi ważnej lekcji życia. 

Wchodzimy do pracowni, siadamy, gdzie się da, a Józef uśmiecha się, bierze Pismo Święte do ręki (oj, tak, On się nie rozstaje ze Słowem Bożym, dlatego też Pan Jezus w świątyni w Jerozolimie umiał dyskutować z uczonymi w Piśmie, zadawać mądre pytania i mądrze odpowiadać, mimo że miał wtedy tylko 12 lat - a to zasługa Józefa i Matki Bożej) i czyta nam fragment z Księgi Ezechiela:  “Przed przybytkiem było coś, co wyglądało jak ołtarz z drewna, wysoki na trzy łokcie, dwa łokcie długi i szeroki na dwa łokcie, a rogi jego, jego podstawy i jego ściany były z drewna. I powiedział do mnie: «To jest stół, który stoi przed Panem».” (Ez 41:21a-22)

To jest stół, który stoi przed Panem. Szczęśliwy ten stół, skoro jest takim wybrańcem spośród wszystkich stołów świata - i tych dużych i tych małych i tych całkiem maciupkich. Nawet od tych, co są w pracowni Józefa. Niektóre gotowe do odebrania, inne jeszcze w kawałkach.

Stół, o którym mowa we fragmencie przeczytanym przez Świetego Józefa jest prostym stołem, prostym ołtarzem. Taki sobie stół z drewna. Kto z Was widział taki stól drewniany? Ja widziałem i mam taki zwykły prosty stół, nieduży, w kuchni u mnie. Fajny stół, lubię przy nim siedzieć i pić herbatę i robić sobie śniadania. Mimo, że się kiwa od starości.

Ten stół, który stoi przed Panem, jak czytamy w Piśmie Świętym, jest taki prosty, jak ten mój w kuchni. I ma cztery nogi. Jedna noga w moim stole się chwieje i muszę uważać, żeby się nie oprzeć za mocno, bo może odlecieć. Niepewny taki stół, co ma byle jakie nogi. Na takim stole się nie można oprzeć. Na takich stołach nie da się wiele położyć, nie można im ufać. Nie wiem, jak u Was w domu, ale mój stół potrzebuje pomocy Swiętego Józefa, żeby mi go naprawił.

Na stole, który stoi przed Panem, składa się dary dla Pana Boga. Bo to taki mały ołtarz, drewniany, na czterech nogach. Nie taki marmurowy piekny i solidny duży ołtarz, jak ten tu w naszym kościele. Ten to wytrzyma bardzo duże obciążenie.

Święty Józef tłumaczy nam, na przykładzie stołu z Pisma Świetego, które przeczytał, że ten stół jest naszym obrazem. My jesteśmy jak stół, który stoi przed Panem.

Ale my nie jesteśmy podobni do stołu. Czy ktoś z Was jest podobny do stołu? Jest z drewna zrobiony i ma cztery nogi? Nie ma takiego! Tak, nie jesteśmy podobni do stołu, ale stól nas dziś nauczy ważnej lekcji. Żeby stół był solidny i można było na nim kłaść dary dla Pana Boga, żeby można było używać stołu do codziennego życia, żeby można było na nim polegać i oprzeć się o niego, gdy będzie taka potrzeba, to on musi stać mocno na swoich czterech nogach, nie może się kiwać, chybotać, zgrzypieć.

Tak samo i my, potrzebujemy w naszym życiu czterech solidnych nóg, na których wesprze się cała nasza osoba, nasz charakter i postępowanie. Nie chodzi tu o to, żebyśmy mieli cztery nogi, czyli dwie dodatkowe, bo jak byśmy wyglądali z czterema nogami? Bez sensu!

Chodzi o to, że dorosły, mądry i dojrzały człowiek, na którym można polegać, który jest wsparciem dla Boga i dla innych, musi zbudować swą osobę na czterech filarach. Tymi filarami są cztery, bardzo ważne słowa. Słowa te świadczą o tym, kim naprawdę jesteśmy. 

I teraz Świety Józef zaczyna wymieniać te ważne słowa i pytać każdą i każdego z nas, czy znamy je, lubimy i często używamy. A może wcale ich nie używamy i nasz stół człowieczeństwa, naszej postawy życiowej się chwieje albo się rozlatuje już całkiem. 

Jakie to słowa, że aż tak są ważne?

Pierwsze słowo to - PROSZĘ. Święty Józef patrzy uważnie na nas i pyta nas, czy lubimy to słowo i czy wiemy, że to klucz do ludzkich serc. Gdy czegoś potrzebujemy lub coś chcemy osiągnąć, gdy dodamy słowo PROSZĘ, to bardzo często rozpromieniają się oblicza Bliskich, przyjaciół, ludzi, do których idziemy ‘po prośbie’ - i pomagają nam. Gdy nie umiemy powiedzieć PROSZĘ to nie tylko to świadczy o naszym niewychowaniu, ale też utrudnia bardzo życie, bo nikt nie lubi aroganckich, samolubnych ludzi, którzy domagają się wszystkiego, a nie umieją grzecznie prosić. 

Jak to jest u Was? Czy słowo PROSZĘ gości często w Waszych ustach?

Drugie słowo - DZIĘKUJĘ. Bardzo bardzo ważne słowo. Zwłaszcza w domu i w szkole, ale nie tylko. Podziękować Panu Bogu w modlitwie za otrzymane błogosławieństwa, podziękować Mamie za pyszny obiadek, za wyprane i wyprasowane ubranie, za zadbane mieszkanie, za Jej ciężką pracę z miłości do nas, za prezenty na nasze urodziny i imieniny, za to co dla nas kupiła w mieście, myśląc z miłością o nas. Podziękować Tacie, że jest taki kochany i tak dba o nas i ciężko pracuje, że zabiera nas na wakacje, że nie żyłuje się z pilotem do telewizora i też możemy nasze programy oglądać. 

Jak to jest u Was z tym bardzo bardzo ważnym słowem, które świadczy o kulturze osobistej człowieka? Umiecie powiedzieć zawsze DZIEKUJĘ?

Trzecie bardzo ważne słowo - PRZEPRASZAM. Oj, jak bardzo potrzebne jest to słowo w naszym życiu. Bardzo! Nie ma doskonałych ludzi, i każdy z nas jakieś głupstwa popełnia, za które wypada przeprosić. Umieć przeprosić to cecha wielkich ludzi. Przyznać się do błędu, winy, pragnienie naprawienia wyrządzonego innym zła - jest wielką sprawą i bardzo dobrze świadczy o Tobie. To jest ważniejsze niż sam grzech i błąd, jaki popełniłas, popełniłeś. 

Jak to jest u Was z przepraszaniem? Umiecie PRZEPROSIĆ? Umiecie PRZEBACZYĆ tym, którzy Was coś złego zrobili, a teraz żałują, przepraszają Was i chcą się nadal z Wami przyjaźnić? Jak to jest u Was?

Czwarte bardzo ważne słowo - GRATULUJĘ! Jesteśmy często zazdrośnikami i nie lubimy, jak się komuś innemu coś uda, dostanie lepszą ocenę w szkole, wygra konkurs, zrobi lepsze zadanie domowe, odpowie dobrze przy tablicy, jest lepszy od Ciebie w piłkę czy ma talenty, jakich Ty nie masz i mu czy jej zazdrościsz. Jak to jest u Was z tą zazdrością, cieszeniem się, jak się koledze czy koleżance nie powiedzie? Jak to jest u Was z gratulowaniem czystym sercem innym? 

Stać Was na to, czy Was zżera złość i zazdrość? Umiesz szczerym sercem powiedzieć koledze czy koleżance - GRATULUJĘ?

Święty Józef patrzy na nas wszystkich uważnie, gładzi swoją brodę, uśmiechając się lekko, jakby wiedział, jak to jest z nami i tymi czterema bardzo ważnymi słowami.  Kończy tę lekcję życia słowami, że bez tych czterech ważnych nóg, bez tych czterech ważnych postaw życiowych, bez tych słów nasze życie nie będzie  podobne do życia Pana Jezusa, nie będzie podobać się ludziom i Bogu też się na niewiele przyda. To początek wychowania chrześcijańskiego, to fundament i początek naszej drogi zbawienia. Zanim nauczymy się porządnie modlić i zyć naszą wiarą, najpierw powinniśmy zadbać o to, byśmy byli dobrze wychowanymi ludźmi. Cóż Panu Jezusowi po takim czy takiej, która mówi, że umie pacierz, do kościoła chodzi w każdą niedzielę, nawet różaniec umie ładnie odmówic, ale jest niewychowana? Cóż Jezusowi po takim, co nie umie poprosić, podziękować, przeprosić i pogratulować innym? Nic po takich dzieciach Jezusowi.

Zróbmy sobie dziś i w czasie tych kilku dni naszych misji porządny rachunek sumienia, jak to jest z naszym proszeniem, dziękowaniem, przepraszaniem i wyrażaniem uznania dla innych? 

I zacznijmy od teraz żyć dobrze, mądrze, na nowo używając zawsze tych czterech bardzo ważnych słów, na których opiera się nasze porządne wychowanie, czyli taki solidny stół, na którym można bezpiecznie budować wiarę, nadzieję i miłość do Boga i ludzi. 

Zapraszam Was jutro o tej samej porze na drugie nasze specjalne spotkanie. Porozmawiamy sobie o dłoniach Waszych Rodziców, siwych włosach i zmarszczkach w kącikach ich oczu. I co to tak naprawdę dla nas znaczy. Do jutra zatem. Przyjmijcie Boże błogosławieństwo. 

----------------------------------------------------



Nauka dla młodszych małżeństw - Poniedziałek
Parafia św. Kazimierza, Kraków-Grzegórzki, 27 maja 2013 roku, godz. 20.15

W szkole nauczono nas, ze 1 dodac 1 rowna sie 2. Natomiast Bog w sakramencie małżeństwa mówi nam – nie! 1 dodać 1 równa się 1! Zapraszając Chrystusa w sakramencie małżeństwa do konsekracji wzajemnej miłości, mężczyzna i kobieta przestają być partnerami w związku dwojga ludzi, którzy sie kochają, a stają się jednym ciałem, jedną duszą, jednym umysłem, stają się pełnym człowiekiem, zgodnie z tym, co Bóg zamierzył w Księdze Rodzaju: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.” (Rdz 1:27) A ten znak krzyża w niniejszym równaniu to nic innego jak Krzyż Chrystusa, znak największej miłości samego Boga, który wchodząc w ludzką miłość dwojga młodych ludzi uświęca ją, dopełnia i sprawia, że stają się doskonałym, pełnym człowiekiem, jakimi nas Bóg wymyślił i zamierzył od początku świata... Oto dwoje różnych osób, dwoje niepełnych ludzi, spotykając się w przestrzeni wzajemnej miłości, mocą Chrystusa łączy się i staje jednym doskonałym stworzeniem. Dlatego ten cud Bożej matematyki, przeczącej naszej logice, dokonuje się w przestrzeni Miłosci Chrystusa, której najpełniejszym dowodem jest Jego Śmierć za nas na Krzyżu – w czasie Ofiary Eucharystycznej. Bo przeciez powiedzial nam On sam: „Beze mnie nic uczynić nie możecie...”

Przeżywacie w swoim małżeństwie tajemnicę samego Boga. Powtórzę fragment z dzisiejszej nauki ogólnej, która koresponduje pięknie z treścią naszego spotkania. 

Z encykliki o miłości Benedykta XVI: „Bóg miłuje i ta Jego miłość może być określana bez wątpienia jako eros, która jednak jest równocześnie agape.” Bóg nie jest zimnym bytem, Doskonałą w swej pełni i samowystarczalności monadą. Bóg jest pragnieniem, namiętnością, pożądaniem, głodem. Jest w Nim eros. Dla wielu to jak bluźnierstwo. Ale bluźnierstwem wobec objawienia jest obraz metafizyczny doskonałego Absolutu. Bóg, który się objawia, jest żywy namiętnością do człowieka. Prorocy opisują ją w śmiałych obrazach seksualno-małżeńskich. Co ważne - ta harmonia erosa i agape nie jest tylko ekonomiczna, czyli skierowana na zewnątrz. Bóg jest taki w Swej głębi, we wzajemnych relacjach, jest taki w Duchu. Ile wzajemnej, gorącej jak ogień namiętności jest w relacji między Ojcem a Synem. Miłość jest nie do pomyślenia bez tego napięcia erosa i agape. 

Katechizm i praktyka życia definiują miłość przez głód i pragnienie: „Miłość wywołuje pragnienie nieobecnego dobra…Kochać to chcieć dobra dla kogoś.” Powinno nas nie przestawać zadziwiać to, że właśnie płeć człowieka jest pierwszym miejscem obrazu i podobieństwa Boga w nas (nie dusza, nie rozumność) I znów encyklika: „tylko w zjednoczeniu mężczyzny i kobiety człowiek może stać się kompletny.”

Antoni Czechow napisał kiedyś: ‘Być może uczucia, które doznajemy będąc zakochanymi, reprezentują normalny stan naszego życia. Być zakochanym ukazuje osobę taką jaką powinna być.” 

Drodzy moi, 

Przed Wami całe życie, które zamierzacie przezyć w jednym ciele, jednym duchu i w jednym umyśle. Dziś sam Bóg, Ojciec Miłosierny, w drugim dniu naszej duchowej wędrówki misyjnej, stawia przed Wami naczynie Waszego sakramentalnego małżeństwa, Waszego wspólnego życia i czasu, który jest Wam dany do zagospodarowania jako jedno ciało, jeden duch, jeden umysł, które będzie codziennie wypełniać, aż przyjdzie czas, gdy Ojciec Was zaprosi do swego Domu w niebie.

Czytałem kiedyś o interesującym eksperymencie, który sie wydarzył podczas jednych z tych wielkich Międzynarodowych Targów Handlowych, jakie organizowane są w świecie, połączonych z warsztatami, sympozjami, konferencjami i seminariami naukowymi. Zaproszeni goście z całego świata, szefowie międzynarodowych korporacji, banków, przedsiębiorstw. Poproszono też pewnego emerytowanego, sławnego profesora ekonomii, jako jednego z mówców podczas sympozjum zorganizowanego z okazji Targów, by naświetlił  temat – „Efektywne wykorzystanie czasu w biznesie”. Gdy przyszedł czas na jego wykład, Pan Profesor stanął za stołem prezydialnym, spojrzał uważnie na zgromadzonych słuchaczy w auli konferencyjnej, pochylił się i spod stołu wyjął szklaną wazę i postawił na stole. Zapytał uczestników zdziwionych, że tak niecodziennym gestem rozpoczyna swoją prelekcje: „Czy to naczynie jest puste?” Odpowiedzieli wszyscy jak jeden mąż – ‘Tak, oczywiście.” Uśmiechnął się, pochylił znowu, wyjął spod stołu pudełko z kamieniami wielkości ludzkiej pięści, i starannie wypelnił nimi naczynie. Zapytał ponownie zgromadzonych słuchaczy – „czy teraz naczynie jest pełne?” Odpowiedziano Mu jednym glosem – „Tak, oczywiście, że jest pełne!” Usmiechnął się i zapytał – „Jesteście tego pewni?” Pochylił się znowu, wyjął woreczek z piaskiem i wypełnił naczynie piaskiem tak, że ziarnka piasku przeniknęły do samego dna pomiędzy kamieniami aż całe naczynie wypełniło się piaskiem po brzeg. Pan Profesor zapytał znowu – „A teraz, czy naczynie jest już pełne?” Słuchacze zorientowali się, że Profesor zastawił na nich pulapkę i podzielili się w swoich opiniach. Jedni powiedzieli, że jest pełne, inni – wietrząc podstep, stwierdzili, że jeszcze nie! Profesor uśmiechnąl się znowu, pochylił i spod stolu wyjął dzban z wodą i starannie wlał wodę do naczynia tak, że przeniknęła do samego dna i wypełniła naczynie po brzeg. Odstawił dzban i zapytał zgromadzonych: „Kto mi odpowie na pytanie, jakiej ważnej prawdy nauczył nas ten prosty eksperyment?” Szef jednej z międzynarodowych korporacji podniósł szybko rękę, wstał i powiedział, że ten eksperyment uzmysłowił mu, że choćby jak bardzo napięty miał grafik zajęć i obowiazków w swoim biznesie, to gdy dobrze poukłada swoje sprawy i obowiązki, to zawsze znajdzie się miejsce i czas na coś ekstra w jego grafiku. Usiadł w przekonaniu, że trafnie odpowiedział. Profesor zapytał sluchaczy – „Czy odpowiedź waszego kolegi jest trafna?” Głosy były podzielone. Profesor powiedział – „Jego odpowiedź jest całkowicie chybiona. Wiecie, czego uczy nas ten prosty eksperyment? Uczy nas tego, że jeżeli nie włożycie najpierw kamieni do wazy, i wsypiecie piasek albo wlejecie wodę zanim włożycie kamienie, wtedy już nigdy nie będzie na nie miejsca!” Słuchacze zdębieli genialną logika wyjaśnienia Profesora. A On dalej kontynuowal: „ Zastanówcie się, jakie sprawy są tymi kamieniami w waszym zyciu? Jakie są Wasze priorytety? Czy na pewno są nimi Bóg, religia, rodzina, zdrowie, dobroć serca? Co to jest? Jeżeli nie ustalicie priorytetów w Waszym życiu, i zamiast im dac pierwszeństwo, wówczas zajmiecie się piaskiem i wodą – rzeczami nieistotnymi, które sprawią, że dla spraw najważniejszych nie będzie już miejsca, a Wasze życie tak naprawdę stanie się bezwartościowe, na którym nie da się nic solidnego zbudować...”

Moi drodzy,

Sam Bóg Wszechmogący w dniu Waszego śłubu przekazał Wam jako swój bezcenny prezent taką wazę – tylko jedną wazę, bo od tamtego dnia staliście się jednym ciałem, jedną duszą, jednym umysłem. I chce, byście tę wazę Waszego małżeństwa, Waszego życia, czasu danego Wam przez Boga – razem mądrze wypełniali, pamietając o tym, by wartości najważniejsze, sprawy najistotniejsze miały zawsze pierwszeństwo. Bóg, żywa wiara, święte małżeństwo, Wasza rodzina, dzieci. W ten sposób wygracie swoje życie.

A wśród tych najważniejszych kamieni, o których nie możecie nigdy zapomnieć w Waszym życiu, chciałbym Wam powiedzieć o trzech, których nie znajdziecie nigdzie, tylko w Kościele katolickim. Te kamienie są tak ważne, jak ważne są trzy święte kamienie w każdej rodzinie afrykańskiej, które nazwać można kamieniami życia. W tradycyjnej rodzinie afrykańskiej, jedzenie gotuje się w glinianych naczyniach zwanych chungu. Naczynia te stawia się na trzech kamieniach i pod nimi rozpala ogień. Jeśli kamienie są solidnie wkopane w ziemię i dobrze ustawione, naczynie będzie bezpieczne, nie przechyli się ani nie przewróci, strawa się ugotuje właściwie i cała rodzina będzie najedzona. 

Skarb wzajemnej miłości uświęconej sakramentalnie miłością Jezusa w małżeństwie nosimy w glinianych naczyniach, jak nas o tym przestrzega Św. Paweł Apostoł, żeby Wasza miłość, konsekrowana Miłością samego Jezusa, którego dziś na nowo niejako w czasie tych świętych dni misji zapraszacie do Waszej przestrzeni miłości - nie wystygła. Ten skarb wymaga nieustannego podsycania ogniem Bożej Łaski, Miłości, Życia. A te nasze gliniane naczynia musimy starannie ustawić na trzech solidnie wkopanych w nasze życie kamieniach, które nazywaja się: Sakrament Pojednania, Eucharystia oraz żywe nabożeństwo do Matki Najświętszej. Nie zapomnijcie o tych kamieniach w Waszym życiu małżeńskim. Czesta spowiedź i życie w stanie łaski uświęcającej, niedzielna Eucharystia, w której powinniście uczestniczyć razem, a nie osobno, a potem razem z Waszymi dziećmi jako cała rodzina, prawdziwa Komunia Święta. Oraz żywe nabożeństwo do Matki Najświętszej, która jest najlepszą Nauczycielką w Szkole Miłości do Chrystusa i Jego Kościoła. Dzięki temu wasza Miłość nigdy nie wystygnie, dzięki temu zawsze będziecie jednym cialem, jednym duchem, jednym umysłem, jednym, pełnym doskonałym człowiekiem. Bo bez tej miłości, rozklei się ten człowiek i wrócicie do relacji partnerskiej, gdzie Chrystusa już nie będzie, i gdzie zacznie znowu obowiazywać ludzka matematyka – jeden partner, drugi partner równa się dwoje coraz bardziej obcych sobie ludzi... których łączyć będą może  kredyt na mieszkanie, pieniądze, praca czy biznes– czyli piasek i woda, ale nie miłość zanurzona w Chrystusie, Wcielonej Miłości Boga...

Moi drodzy,

Jeśli pokochacie Maryję, i zaprosicie Ją do Waszego życia, Ona – nie tylko, że Was nauczy kochać Jezusa i Jego Kościół, nie tylko, że pomoże Wam stapiać się w jedno mocą tej prawdziwej konsekrowanej sakramentem małżeństwa miłości, ale także nauczy Was czujnego spojrzenia na potrzeby innych ludzi, wychowa Wasze serca do miłości miłosiernej, która wyrazi się w konkretnych czynach solidarności z potrzebującymi i sprawi, że Wasze życie nie będzie zamknięte w sobie, egoistyczne, ale otwarte i wrażliwe na ludzką biedę.

Życzę Wam na koniec tej misyjnej refleksji tego, co wyznał jeden pisarz - ‘Gdy ktoś robi mi zdjęcie i każe mi się uśmiechnąć, ja wtedy myślę o tobie’. Oby tak zawsze było w Waszym małżeństwie aż do końca Waszych dni.

Niech Bóg Wam błogosławi i Was strzeże teraz i na wieki! Amen.



No comments:

Post a Comment